1 maja 2004 roku Polska stała się członkiem Unii Europejskiej. Było to możliwe po 6 latach trudnych negocjacji akcesyjnych. Te były, nie tylko grą polityczną, która miała nam zapewnić możliwie najlepsze warunki członkostwa, ale też ciekawym obrazem naszej wiedzy o Unii, jak i naszych obaw, o to co Unia zmieni w naszym życiu. W tym również na rynku nieruchomości, gdyż jedną z żywiej zainteresowanych akcesją grup społecznych byli rolnicy. Jak to się dla nich skończyło? Dopłaty są mile widziane, ale wzrost cen ziemi rolnej nadal nie ustaje. To powoduje, że przeciętne gospodarstwo może i jest bardziej nowoczesne, ale do efektywnego działania potrzebuje zdecydowanie więcej coraz droższej ziemi.
Duża część rolników obawiała się wejścia do Unii. Dużym zagrożeniem miały być ich zdaniem duże firmy rolnicze z takich krajów, jak Niemcy czy Holandia. Polscy rolnicy obawiali się, że zamożniejsi sąsiedzi wykupią Polską ziemię, czyniąc ją niedostępną dla rodzimych rolników. Właśnie w tym celu jednym z warunków naszego przystąpienia do Unii, było wprowadzenie długiego zakazu zakup ziemi przez obcokrajowców. Zakaz ten zadziałał w bardzo nietypowy sposób, gdyż faktycznie unijni rolnicy nie rzucili się na masowe zakupy w Polsce, ale kompletnie nie sprawdził się on przeciwko zakupom czysto spekulacyjnym. Te miały miejsce i dotyczyły gospodarstw o powierzchniach przekraczających tysiąc hektarów, ale w skali całego obrotu ziemią, było to zjawisko marginalne. Ważną wskazówką dla zainteresowanych takimi transakcjami było to, że regulacje mające chronić ziemię rolną, nie są skuteczne.
Wraz z końcem okresu przejściowego na zakup ziemi przez obcokrajowców wprowadzono ustawę o kształtowaniu ustroju rolnego. Ta w teorii miała pomagać w rozwoju rodzimych gospodarstw, ale wielu ówczesnych polityków twierdziło wprost, że jest ona przedłużeniem zakazu obrotu ziemią na wzór podobnych rozwiązań z krajów Unii. Ta ustawa okazała się jeszcze bardziej nieskuteczna, a główną ofiarą legislacyjnych pomyłek stali się sami rolnicy. Poważne ograniczenia w obrocie ziemią utrudniały nie tylko powiększanie gospodarstw, ale i dziedziczenie ziemi, czy swobodne nią dysponowanie. Tych problemów nie udało się ustawodawcy rozwiązać do dziś.
Co z cenami ziemi? Te zgodnie z przewidywaniami większości ekspertów zdecydowanie wzrosły. Współwinnym tego zjawiska były w dużej mierze dopłaty. Warunki ich wypłaty nie były szczelne, co powodowało, że nabycie dużej ilości tanich gruntów, gwarantowało inwestorowi stały zastrzyk unijnych pieniędzy. Dopiero zmiana większości dopłat na te, które powiązane są z produkcją, a nie z samym posiadaniem ziemi ucywilizowało nieco rynek. Oczywiście, działanie to nie spowodowało spadków cen ziemi, a jedynie zahamowało ich szybki wzrost.
Ziemia rolna to nie jedyny sektor nieruchomości, jaki zmienił się pod wpływem Unii Europejskiej. Duży zastrzyk gotówki popłynął w kierunku hal i magazynów, a strumień ten stał się jeszcze szerszy po zakończeniu wielu inwestycji drogowych. Dogodne położenie w centrum Europy pozwoliło nam na szybki rozwój logistyki. Polscy przedsiębiorcy zajmujący się przewozem towarów, stali się na tyle silną konkurencją dla zachodnich podmiotów, że te lobbowały za wprowadzeniem przepisów uniemożliwiających nam skuteczne konkurowanie.
Położenie przy zewnętrznych granicach Unii, to nie tylko szansa dla nieruchomości przeznaczonych pod logistykę, ale również i dla przestrzeni biurowych. Te aż do czasu wymuszonego przejścia na pracę zdalną, rozwijały się w bardzo zadowalającym tempie. Nawet mimo problemów właścicieli nieruchomości biurowych w innych krajach, na naszym rynku trudno nadal mówić o poważnych problemach. Nadal niskie płace powodują, że bardziej opłacalnym dla dużych korporacji jest zamknięcie filii w Niemczech czy Anglii, niż w Polsce.
Wspomniane już płace nie dogoniły jeszcze unijnych standardów, ale zdecydowanie wzrosły. To jeden z powodów do wzrostu cen nieruchomości mieszkaniowych, jak i gruntów przeznaczonych pod tego typu zabudowę. Te będą nadal rosły, a coraz bardziej kłopotliwym powodem wzrostów będzie słaby stan techniczny, a co za tym idzie również i niska efektywność energetyczna naszych domostw.
Szybki rozwój wielu firm działających na rynku nieruchomości był możliwy dzięki wrodzonej w nas zdolności do adaptacji, ale też i dzięki pozytywnym wpływom członkostwa w Unii. Jest drożej, to fakt, ale jest też o wiele lepiej. Czasy w których hektar ziemi kupowaliśmy za 6 tysięcy złotych odchodzą w niepamięć, ale robią to razem z żniwami z użyciem zwierząt gospodarskich czy wysokim zapotrzebowaniem na pracę, spowodowanym niskim stopniem mechanizacji. Miło wspomina się niskie czynsze najmu mieszkań, ale nikt nie chce wracać do realiów masowego bezrobocia i fatalnego stanu mieszkań, które w tamtym czasie były przedmiotem najmu.
Czy jest lepiej? To trudne pytanie. W wielu kwestiach widać znaczącą poprawę, ale unijne prawodawstwo jak i unijna polityka nie każdemu jest w smak. Większość zmian była dla rynku nieruchomości korzystna, ale na horyzoncie mamy już kilka takich, które mogą nie być dla nas dobre. Coraz częściej zapominamy o matematyce i ekonomii, a koncentrujemy się na przekonaniach i ideologiach. Stanisław Lem byłby zaskoczony, że tak wygląda postęp.