Minister Rozwoju i Technologii, Waldemar Buda zdradził na twitterze kolejny pomysł ministerstwa na walkę z wysokimi cenami mieszkań. Ma nim być nałożenie na miasta obowiązku uchwalenia miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. Jaki będzie efekt? Minister ma kaprys, samorząd zapłaci, obywatel znów nie skorzysta.
Minister Buda myli się już w pierwszym zdaniu swojego wpisu. Twierdzi on, że praprzyczyną wysokich cen mieszkań są wysokie ceny gruntów. Nie są. Ceny gruntów są tylko niewielką częścią składową ostatecznej ceny mieszkania. Zdecydowanie większy udział mają tutaj podatki i opłaty, a jeszcze większy to koszty budowy. Koszty budowy to znów w znakomitej większości podatki. Zdjęcie z budownictwa mieszkaniowego części podatków miałoby większy wpływ na ceny mieszkań, ale zamiast tego minister woli snuć plany na temat wprowadzenia nowych danin.
Stwierdzenie, że działki nie mają kosztów wytworzenia ma sporo sensu, ale znów w przypadku działek dla deweloperów jest nieco inaczej. O ile rozumiemy słownikowo pojęcie kosztów wytworzenia to muszą one obejmować również koszty zmiany przeznaczenia i uzyskania prawomocnego pozwolenia na budowę. Można dyskutować również nad dodaniem tutaj kosztów uzbrojenia. Działka rolna w centrum miasta nie zainteresuje żadnego dewelopera. Dopiero wytworzenie z niej działki budowlanej tworzy potencjał dla inwestycji. Trudno winić dewelopera, że buduje, skoro na tym polega jego biznes. Nie jest też jego winą, że samorząd jak i państwo podchodzą nieudolnie do wyciągnięcia ręki po należny im udział w zysku z tytułu podniesienia wartości ziemi.
Nie jest prawdą (i to podwójnie) stwierdzenie, że 30% więcej gruntów pod budownictwo spowoduje obniżenie się cen gruntów budowlanych o 30%. Minister zdaje się nie wiedzieć, że już dziś mamy za dużo gruntów pod budownictwo mieszkaniowe. Problemem nie jest ilość, a jakość. Deweloperzy nie są zainteresowani budową w lokalizacjach gdzie ludzie tramwaj witają widłami, a metro rozumieją jako nieznaną płeć. Pomijam coraz szerszy trend wymuszania na deweloperach realizacji inwestycji w infrastrukturę. To dodatkowo podkreśla obraz niewydolności samorządów jak i rządu. Drugim błędem jest życzeniowe myślenie, że wszystkie nowe miejscowe plany będą przeznaczały grunty pod zabudowę mieszkaniową wielorodzinną. Nie będą. W znakomitej części powierzchni obecnych miast, w tym nawet w Warszawie nadal prowadzone są gospodarstwa rolne, mamy liczne tereny zielone, czy pastwiska. Te tereny jeszcze przez kilka lat nie będą atrakcyjne dla deweloperów. Przeciw przeznaczeniu ich pod zabudowę będą samorządy jak i mieszkańcy.
To kolejny zły pomysł ekipy rządzącej, który spowoduje tylko dodatkowe koszty po stronie samorządów i nie przyniesie żadnego pozytywnego efektu dla Kowalskiego. Na szczęście jest szansa, że ten pomysł nie był jeszcze konsultowany w szeregach partyjnych i nie trafi do realizacji, bo wprowadzenie planów na terenach całych miast może uczynić realizowanie inwestycji podobnych do słynnego wieżowca Srebrna Tower niemożliwym.