Na pytanie będące tytułem tego tekstu można, bez zbyt dużego ryzyka pomyłki, odpowiedzieć twierdząco. Po co więc cały tekst na ten temat? Poza informacją o tym, że politycy kłamią, interesujące są sposoby w jakie unikają odpowiedzialności, jak i ich interes w trwaniu stanu prawnego, który nie zmusza ich do prawdomówności. Skoro polityk kłamać może, to oczywistym jest, że będzie to robił.
Przyczyną do powstania tego tekstu, poza nieskrywanym brakiem sympatii do wszelakich polityków, jest zamieszanie związane z zakupem mieszkania przez wspieranego przez Prawo i Sprawiedliwość kandydata na prezydenta, Karola Nawrockiego (znanego też jako Tadeusz Batyr). Pan Karol oświadczył podczas jednej z debat, że ma jedno mieszkanie, ale dociekliwi dziennikarze ustalili, że mija się on z prawdą. Sam zainteresowany ujawnił swoje oświadczenie majątkowe, w którym przyznaje się do posiadania trzech mieszkań. To również nie jest prawdą.
W jaki sposób dziennikarze mogli wejść w posiadanie informacji o faktycznej ilości nieruchomości należących do Karola Nawrockiego? W chwili obecnej możliwe jest to, na co najmniej dwa sposoby. Poszukiwanie nieruchomości przez system Elektronicznych Ksiąg Wieczystych jest możliwe chociażby dla każdego, kto jest komornikiem. To jednak nie jest dostęp prosty ani powszechny.
Powszechny dostęp do danych z ksiąg wieczystych ma każdy, kto tylko wie, gdzie takiego dostępu poszukać. Na rynku działa co najmniej kilka podmiotów, które handlują danymi pozyskanymi z ksiąg wieczystych. Każdy z tych podmiotów posiada bazę, którą da się skutecznie przeszukać. To rozwiązanie nie będzie darmowe i wiąże się ze współpracą z podmiotem unikającym unijnego wymiaru sprawiedliwości, ale jest jak najbardziej możliwe.
Doniesienia prasowe o mieszkaniu Pana Jerzego, które stało się mieszkaniem Pana Karola, rzucają światło na pracę, a raczej na brak pracy, która powinna zostać wykonana po stronie służb weryfikujących oświadczenia majątkowe. Karol Nawrocki, jako prezes Instytutu Pamięci Narodowej był zobowiązany, by takie oświadczenie złożyć. Z ujawnionej przez niego kopii oświadczenia wiemy, że przyznał się w nim do posiadania trzech mieszkań. Mowa tutaj o mieszkaniu, w którym mieszka wraz z małżonką, o mieszkaniu nabytym od Pana Jerzego, jak i o mieszkaniu… które kandydat na prezydenta ma dopiero odziedziczyć. Skoro ma odziedziczyć, to znaczy że nie jest jego właścicielem, a to oznacza, że oświadczenie majątkowe nie jest zgodne z prawdą. Jeśli politycy, sędziowie, ważni urzędnicy, mogą bez skrępowania kłamać w oświadczeniach majątkowych, to jaki jest ich sens? Po co oświadczenie, którego nikt nie weryfikuje?
Co by było gdyby oświadczenia poddawano jednak skrupulatniejszej kontroli? Nic. Nadal można w nich kłamać. Politycy mogą posługiwać się podobnymi sztuczkami, jak zawodowi dłużnicy. Celem tych sztuczek jest nieujawnianie majątku. W miastach, jak Warszawa można to zrobić choćby poprzez zakup mieszkania na nieuregulowanych gruntach. Dla takiego mieszkania nie da się założyć księgi wieczystej, a więc prosty sposób na znalezienie takiej nieruchomości odpada. Inny sposób dotyczy mieszkań dziedziczonych. Po postępowaniu spadkowym wystarczy nie ujawniać swoich praw w dziale II księgi wieczystej. Sąd może co prawda dodać wzmiankę w dziale III, ale nie czyni tego zawsze. Można też zapłacić i mieszkanie objąć w posiadanie, ale nie przenosić jego własności. To bardziej ryzykowna opcja, ale całkiem realna. To metoda sprawdzona w praktyce, bo czasem z zupełnie innych przyczyn przydaje się przy obrocie gruntami.
Poza typowymi rozwiązaniami z wykorzystaniem luk prawnych (te opisane to tylko część z możliwości) można też nieruchomość kupić na żonę, babcię, dziecko czy spółkę. Z poszukiwaniem takich nieruchomości dość słabo radzą sobie wierzyciele, ale o wiele łatwiej znaleźć mieszkanie kupione na członka rodziny z księgą wieczystą, niż mieszkanie bez księgi. Tak, mieszkanie na członka rodziny i bez księgi to jeszcze ciekawsza opcja. Trzeba wiedzieć jak się zabezpieczyć i jak zaplanować przepływ środków, ale te rozwiązania zostawmy na zupełnie inny tekst.
Politycy zdają się zdziwieni łatwością z jaką można ustalić ich faktyczny stan posiadania. To bardzo dziwna reakcja, gdyż z każdej strony politycznej barykady słyszeliśmy doniesienia o nieruchomościach należących do różnych polityków opcji przeciwnej. Widać tutaj myślenie na zasadzie: „ja znalazłem, bo jestem sprytny, ale tobie nie wolno”. Może i nie wolno, ale się da. I to szybko.
Dominującą reakcją poza zdziwieniem (po części zapewne nieźle udawanym) jest chęć ograniczenia dostępu obywateli do różnych źródeł danych. Prezes UODO twierdzi wbrew ustawie o księgach wieczystych i hipotece, że dane z ksiąg nie są jawne, a ustawodawca chce ograniczyć do nich dostęp. Po kilku dekadach wracają przepisy o zakazie fotografowania. Oba te przypadki w wyjątkowy sposób łączą ponad podziałami polityków z różnych ugrupowań. Przypadek? A kto powiedział, że to przypadek? Interesem polityka jest kłamać i nie dać się na tym kłamstwie złapać.
Zresztą nie chodzi tylko o Nawrockiego. Politycy od lat robią dokładnie to samo – coś ukrywają, coś przemilczają, coś „zapominają” wpisać. I za każdym razem zdziwieni, że ktoś to znalazł. A jak już znajdzie, to zamiast się wytłumaczyć, zaczyna się gadanie o ochronie danych, prywatności, ataku politycznym i wszystkim innym, tylko nie o faktach.
To nie jest skomplikowane – jeśli ktoś chce być osobą publiczną, to powinien się liczyć z tym, że ludzie będą mu patrzeć na ręce. A jak nie chce, to niech nie startuje w wyborach. Proste.
Całe to zamieszanie z dostępem do ksiąg wieczystych to nie przypadek. To reakcja na to, że ktoś wreszcie pokazał, jak łatwo sprawdzić, kto co naprawdę ma. I to boli najbardziej – nie kłamstwo, tylko to, że ktoś je złapał.
Nie zdziw się więc, jeśli za chwilę dostęp do danych będzie jeszcze trudniejszy, bo ktoś uzna, że „tak będzie bezpieczniej”. Ale nie dla nas – dla nich. A my? My sobie poradzimy. Zawsze się jakoś da.
– napisał dla nas Marcin Jarzyński
Czy można coś zrobić lepiej? Oczywiście. Przepisy o ochronie danych osobowych wcale nie oznaczają, że księgi wieczyste muszą zostać ukryte. Przykładem dobitnie to pokazującym, może być choćby Słowacki odpowiednik Geoportalu, na którym można znaleźć nieruchomość nie tylko po adresie czy numerze działki, ale również po nazwisku właściciela. Słowacja również jest członkiem Unii Europejskiej i również przestrzega przepisów RODO. Jak to możliwe? Słowackie przepisy (podobnie do naszych) dają podstawę prawną do ujawniania takich danych, a realizacja tych przepisów jest istotna z punktu widzenia interesu publicznego.
W chwili obecnej w mediach nadal trwa dyskusja o feralnym mieszkaniu Karola Nawrockiego. Powoduje ona coraz większy strach w politykach. Dla nich interes publiczny nie jest istotny, jeśli stoi on w sprzeczności z ich interesem. W efekcie zamiast oczyszczenia i odrobiny jawności, znów czekać nas będzie dyskusja o tym, że dane są dla zarządu, a dla Pana, Panie Areczku to jest woda z kranu. Trudno, Areczek popiję tą wodą… kolejną paczkę danych, które wcale nie pochodzą z miejsc, w które zaglądać nie wolno.
PS. Jeśli ciekawi Cię, jak z pomocą ogólnodostępnych narzędzi online, jesteś w stanie sprawdzić dane właściciela nieruchomości, (nie tylko Karola Nawrockiego, polityków, ale każdego) zapraszamy na warsztaty. Na całodniowym wydarzeniu 11 czerwca w Warszawie, pokażemy jak może to zrobić każdy – wystarczy laptop, internet i odpowiednia wiedza. Więcej o warsztatach.