Poznańska parafia Świętego Jana Jerozolimskiego miała ziemię na osiedlu Maltańskim. W latach 30-tych udostępniła ją okolicznym bezrobotnym, by mogli uprawiać tam warzywa. Po czasie z grządek, poza fasolką, wyrosły też altanki, a potem nawet domy całoroczne. Parafia wierzy, że uda jej się dojść do porozumienia z mieszkańcami. Ci wierzą, że miasto stanie w ich obronie. Miasto nie wierzy. Miasto ma plan, który dopuszcza na tym terenie zabudowę wielorodzinną. W ten oto sposób, wiara każdej ze stron zostanie wystawiona na dość ciężką próbę. Najpewniej przez czekającego z pełną sakiewką dewelopera.
Czy parafia ma się o co martwić? Głównym powodem ewentualnych zmartwień będzie dla Kościoła problem wizerunkowy. Z punktu widzenia prawa, problemem mogą być ewentualne starania mieszkańców o zasiedzenie. Po stronie parafii może tutaj przydać się, dobrze prowadzona dokumentacja, która udowodni, że bieg zasiedzenia był zawsze skutecznie przerywany. Kościół to trudny przeciwnik i nie zdarza mu się przegrywać prostych spraw.
Jednym z narzędzi, jakimi dysponuje parafia może też być żądanie od mieszkańców, zapłaty odszkodowań za bezumowne korzystanie z jej nieruchomości. Kwota roszczenia będzie zapewne na tyle wysoka, że stanie się ona silnym motywatorem do szukania sobie innego adresu.
Po stronie mieszkańców parafialnego osiedla pojawia się spore zmartwienie. Wielu z nich mogło wierzyć, że podobnie, jak ich przodkowie są oni właścicielami zabudowań. Zgubna mogła okazać się wiara w sądowe postanowienia o nabyciu praw do spadku. Te mówią, kto i po kim dziedziczy, ale nie rozstrzygają o tym, co w skład masy spadkowej wchodzi. Bez pierwotnej podstawy nabycia nie ma własności.
Promykiem nadziei może być art. 151 Kodeksu cywilnego. Ten pozwala właścicielowi gruntu żądać wykupienia go od osób, które zbudowały na nim swoje domy. Pozwala, ale do tego nie zmusza. Bardziej ekonomicznie uzasadnionym działaniem ze strony parafii będzie najpewniej sprzedaż gruntu w całości.
Uchwalając korzystny dla parafii plan zagospodarowania przestrzennego, miasto przysporzyło sobie niechcianych kłopotów. Kościół jest zadowolony, ale nie mieszkańcy osiedla. Ci już teraz planują kolejne pikiety pod urzędem. Jeśli dojdzie do ich eksmisji, to o lokale socjalne dla osób, którym one przysługują będzie musiało się martwić miasto.
Lokalni urzędnicy zawinili, ignorując powstające nielegalnie pod ich nosem budynki. Szybkie ukrócenie samowoli mogło zaoszczędzić wszystkim stronom wielu zmartwień. Niestety praktyka pokazuje, że budynek jest nielegalny dopiero wtedy, gdy w jego miejscu mógłby coś pobudować deweloper.