Narodowy Bank Polski opublikował dane z rynku nieruchomości za IV kwartał 2023 roku. Ceny transakcyjne dla takich miast jak Gdańsk, Gdynia, Kraków, Łódź, Poznań, Warszawa i Wrocław wzrosły o 11,04%. Mowa o wzroście rok do roku, a wzrost ten dotyczy nieruchomości z rynku pierwotnego. W tym samym czasie, również rok do roku, ceny ofertowe wzrosły o 15,97%. Wszystko to mimo zdecydowanie łagodniejszej inflacji. Rząd ma poważny problem do rozwiązania.
Czynników wpływających na ceny było w tym okresie wiele. Jednym z nich był na pewno program Bezpieczny Kredyt 2%. Część nabywców mogła się też obawiać szybkiego zakończenia programu tuż po wyborach, co część z nich zmusiło do przyspieszenia swoich decyzji zakupowych. Mieliśmy też spadek inflacji, jak i spadek cen materiałów budowlanych, ale te przełożą się na ceny dopiero w późniejszym okresie. Wynika to ze specyfiki rynku nieruchomości, który reaguje na niektóre zmiany koniunktury ze znacznym opóźnieniem.
Nowy raport NBP o cenach zbiega się w czasie z dyskusją nad kolejnym rządowym programem dopłat do kredytów. Ten krytykowany był chyba już przez wszystkich poza samymi deweloperami. Sami deweloperzy też mają coraz gorszą prasę, a miejscy aktywiści coraz głośniej wytykają im rekordowe marże. Komunikacja ta trafia na niezwykle podatny grunt. Każdy, kto chciałby kupić mieszkanie, wyraźnie widzi, że ceny rosną i bez zahamowania strumienia darmowych pieniędzy płynących w stronę deweloperów nie ma co liczyć na zmianę trendu. Nie bez znaczenia są też doniesienia o spadkach cen nieruchomości na innych rynkach. Dla mieszkańców strefy przygranicznej atrakcyjniejszym wyborem może się okazać zakup mieszkania w Niemczech niż liczenie na ustabilizowanie się cen w Polsce.
Co zrobi rząd? Decyzja nie jest prosta. Odcięcie finansowania deweloperów spowoduje, że Ci nie tylko ograniczą ilość oddawanych mieszkań, ale i mniej chętnie będą przekazywać środki na cele prowadzonych kampanii przed wyborami samorządowymi. Szybkie wprowadzenie kolejnych dopłat do kredytów w obliczu rekordowych wzrostów cen nieruchomości też nie jest dobrym rozwiązaniem. Nabywcy mieszkań, jak i opinia publiczna są już na skraju wyczerpania. Problem w końcu trzeba będzie rozwiązać, a rozwiązanie bez kosztów wydaje się nie być możliwe. Kto zatem poniesie te koszty? My: klienci i podatnicy. Zarówno w podatkach, jak i we wzroście cen.