Firma doradcza Deloitte opublikowała kolejną edycję raportu Property Index. Tym razem dane dotyczą roku 2022. Znajdziemy w nim wiele ciekawych informacji na temat zmian, jak i aktualnej sytuacji na rynku nieruchomości w Europie oraz Izraelu. Są też powody, by po raz kolejny pośmiać się z Łodzi.
Lekturę raportu zacznijmy od rekordów, bo to one zazwyczaj koncentrują na sobie największą uwagę. Gdzie jest najdrożej? W Izraelu. Tam za metr kwadratowy mieszkania trzeba zapłacić średnio 5701 euro. Amatorzy tańszych zakupów powinni wybrać się do Bośni i Hercegowiny, bo tam metr kwadratowy można kupić już za 1237 euro. Największy wzrost cen nowych mieszkań zanotowano w Słoweńskim Mariborze. Wyniósł on 38% w porównaniu do roku 2021. Najdroższe miasto to stolica najdroższego państwa, czyli Tel Aviv. Tam za metr kwadratowy mieszkania trzeba zapłacić 14740 euro. Najdroższy najem jest domeną Dublina. Średnia stawka najmu za metr kwadratowy wynosi tam 32,80 euro.
Ciekawą częścią raportu są przewidywania ekspertów Deloitte na kolejny rok. Już pierwsza z tablic prezentujących owe prognozy nie przynosi nam dobrych wiadomości. O ile w 2021 roku spodziewano się utrzymania u nas ogólnej koniunktury w nieruchomościach, tak prognoza z 2022 roku (czyli na lata 2023 i 2024) zakłada pogorszenie kondycji rynku. Autorzy raportu prognozują, że zainteresowanie wznoszeniem nowych budynków utrzyma się u nas na podobnym poziomie, a ich ceny wzrosną. Oznacza to po raz kolejny pogorszenie dostępności mieszkań dla nowych nabywców.
W przestrzeni publicznej sporo mówi się o tym, że budujemy za mało by sprostać rynkowemu zapotrzebowaniu. To prawda, ale na drugim jej końcu są dane mówiące, że nadal budujemy bardzo dużo. W 2022 roku wybudowaliśmy ponad 238 tysięcy nowych mieszkań, co zarówno w wymiarze ogólnym jak i w przeliczeniu na 1000 mieszkańców plasuje nas na drugiej pozycji wśród krajów ujętych w raporcie. Więcej budują tylko francuzi.
Ciekawie wygląda zestawienie średnich cen nowych mieszkań w wybranych miastach z średnią dla całej Polski. Blisko średniej krajowej wyceniane są mieszkania w Katowicach i Poznaniu. Zdecydowanie powyżej średniej plasują się Gdańsk, Kraków i Warszawa. Ceny w Warszawie to już 135,8% średniej krajowej. Najgorzej wypada Łódź. Tam mieszkanie można nabyć za 88,2% średniej ceny dla całej Polski.
Jeśli udało się Wam już przesłać żarty z Łodzi dla mieszkających tam znajomych, to pora wracać do raportu. Szczególną uwagę zwracają dwa miasta. Są to Paryż i Lizbona. W obu stolicach mieszkania są trzykrotnie droższe niż odpowiednio na terenie każdego z krajów.
Bardzo źle wyglądamy w zestawieniu kosztów kredytów hipotecznych. Średnie oprocentowanie hipotek w Polsce oszacowano na 9%. Wyższe odsetki płacą tylko Węgrzy i jest to dokładnie 9,3%. Z naszej perspektywy tanie będą kredyty w Czechach, czy Rumunii (odpowiednio 5% i 5,3%), ale naprawdę niskie koszty kredytowania mają Portugalczycy mogący pochwalić się odsetkami na poziomie 1,1%. Warto wspomnieć, że w 2021 roku średnie oprocentowanie polskich kredytów wynosiło 4,7%. Stand-upy prezesa NBP mogą być jednym z ważnych powodów dla których zanotowaliśmy tak drastyczny wzrost kosztów kredytowania.
Raport zawiera również dane o wdrażaniu proekologicznych rozwiązań na rynku mieszkaniowym, które zapewne większość z czytelników pominie. Trudno myśleć o ekologii, gdy wiemy, że banki zarabiają na nas dwukrotnie więcej niż powinny, a rządzący pogarszają dostępność mieszkaniową kolejnymi proinflacyjnymi programami jak bezpieczny kredyt 2%. Dużą część problemów rynku nieruchomości dzielimy z innymi postsowieckimi krajami i na to nie ma innego lekarstwa niż ciężka praca i odrobina czasu, jednak w część problemów pakujemy się na własne życzenie. Tym razem do spółki w Węgrami.